niedziela, 3 kwietnia 2011

Spacer poranny (Hoi An)

Miasto w Wietnamie wstaje bardzo wczesnie. Rano jest juz cieply ugotowany poslek w kilku garnkach dla calej rodziny. Panie na straganie w pelni sil, powoli otwieraja sie pierwsze knajpy.

Dzisiaj pobudka o 6h. Aparat w dlon i spacer poranny po miasteczku. Kapuscinski napisal w Lapidarium III o tym ze mozna by napisac histore jednego dnia swiata. O tym jak wstaje slonce jak budza sie kobiety dzieci zolnierze. Jak pachnie kawa. Etc.

My dzisiaj wloczac sie po ulicach tez obserwowalismy takie przebudzenie kolejnego dnia. Podplywaja rybacy. Handluja. Ludzie gotuja. Jedza. Biegaja. Gimnastykuja sie. Pija kawe. Niosa zakupy. Biegaja dzieci.

Rodzina wietnamska toczy zycie na ulicy. Posilki w ciagu dnia spozywne sa czesto przed domem. Na chodniku, w duzym gronie.Nawet jesli za dnia centrum zycia rodziny jest sklep to wieczorem w tym wlasnie sklepie odbywa sie kolacja. Pranie. Bawia sie dzieci. Gra telewizor. A ze sa klienci - to nikomu nie przeszkadza.

My dzisiaj dzien na podroze.
Najpierw MY SON - swiatynia wlasciwie riuny tego co zostalo po zbombardowaniu.
Potem Marmurowe Gory - kompleks jaskin pelnych buddyjskich swiatyn i pieknych widokow. Juz nie liczymy ktora wyceczke polska spotykamy.
Na deser Chinska Plaza - nasz pierwszy kontakt z woda morska. Energia kipi uszami. Szalejemy.

Mamy szczescie do knajp. Dzis ostatni wieczor  w Hoi An. Mimo ze nie lubimy ciagle przesiadywac w tym samym miejscu nogi same niosa nas do HAI SAN. Trzeci raz podczas pobytu.
Zamawiamy kolacje. Potem deser.Wszyscy czworo ten sam . Pani z umiechem stwierdza ze chyba nam smakowalo. Smakowalo? Jeczymy z roskoszy. Ta restauracja to nasz kulinarny punkt odniesienie.Poprzeczka ustawiona jest tak wysoko ze trudno bedzie przebic ja czymkolwiek. Potem zamawiam kolejny deser bo zal nam wyjezdzac nie sprobowawszy wszystkiego z karty :)


zdjecia z sesji porannej








Dodaj napis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz